poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Moje ulubione sklepy kosmetyczne - Lush

Na rynku coraz więcej drogerii i sklepów kosmetycznych. Z wielu opakowań spogląda na nas spora grupa produktów opisanych "EKO" "naturalny" "bez SLS i parabenów". W takim gąszczu łatwo się zgubić. Chcę wam przedstawić sklepy w których ja kupuję i produkty, które są warte przetestowania :)

Na pierwszy ogień idzie Lush - mój ulubieniec. Brytyjska sieć kosmetyków w znacznej części naturalnych. Ich produkty mają bardzo przyjemne składy, a zakup części z nich wspiera rozwój w biedniejszych krajach. Niestety w części żeli i szamponów możemy znaleźć SLeS, ale znajduje się zazwyczaj w połowie/pod koniec składu, a nie - na początku.Poza tym, na brytyjskiej stronie w składzie zaznaczone są naturalne i syntetyczne składniki.  Lush ma jedną dużą wadę - nie posiadają sklepu w Polsce. Za to spokojnie możemy zaplanować zakupy u nich jeśli wybieramy się do Anglii, Hiszpanii, Portugalii, USA, Francji, Bułgarii czy Czech.

Co warto kupić?

Chyba największym hitem tego sklepu i moim must have są tabletki do mycia zębów :) Mają ich kilka rodzajów, ja jednak zakochałam się w Atomicach.
Urzekł mnie imbir i goździki, które znajdziemy w składzie. Świetnie czyszczą i wybielają zęby, zapewniają świeży oddech. 


Kolejna rzecz to świeże maseczki. Ciężko je kupić "na zapas" bo muszą być przechowywane w lodówce i mają krótką datę ważności. Tutaj mam kilku ulubieńców. Love lettuce  lekko peelinguje i świetnie sprawdza się w strefie T (u osób mających probemy z trądzikiem będzie dobra do całej twarzy). Brazened honey sprawdza się gdy nasza cena jest zmęczona, ziemista. Bardzo dobra po ciężkim, nieprzespanym tygodniu, czy też po dużej ilości imprez ;) I w końcu Oatfix - sprawdzi się u każdego z suchą cerą, lub taką która wymaga odżywienia. Warto wypróbować na przesuszonej słońcem skórze. 





Zanim nałożymy na twarz maseczkę dobrze byłoby ją oczyścić. Tutaj z pomocą przychodzi nam mydełko Fresh Farmacy, które niestety zawiera SLS, ale mojej twrzy nadwrażliwca nie podrażnia. Może ze względu na łagodzący wyciąg z rumianku. Bardziej wrażliwym i ultra-naturalnym z pewnością spodoba się Angels on bare skin  naturalne, świeże czyścidełko, bardzo łagodne, które funduje naszej skórze również lekki peeling. 




Włosomaniaczki też znajdą tutaj szeroką gamę produktów do przetestowania. Wśród szamponów mam dwóch faworytów - Cynthia Sylvia Stout & Daddy-o. Pierwszy w swoim składzie ma ciemne piwo i sok z cytryny. Zamiast SLS jest ALeS. Daddy-o niesamowicie pachnie fiołkiem. Jest idealny do blond włosów, poprawia ich koloryt :) Ponadto w składzie ma olej kokosowy, który moje włosy bardzo lubią. Wadą jest SLeS. 





Nie miałam okazji do przetestowania zbyt wielu odżywek, ale jedna z nich została moim must have. Happy happy, Joy joy to przepięknie pachnąca odżywka idealna. Moje włosy po jej użyciu zawsze są idealne. Odpowiednio dociążone, błyszczące, przyjemne w dotyku. 




Z innych rzeczy wartych polecenia w Lush wymieniłabym krem do rąk Lemony Flutter (który stosuję do stóp :P). Pachnie cytrynowo, jest bardzo gęsty, wydajny i świetnie zmiękcza zrogowaciały naskórek. Sympathy for the skin i Vanilla Dee-Lite, to fantastyczne balsamy do ciała. Pierwszy ma w składzie banana, pachnie i wygląda jak lody straciatella. Jest nieco gęstszy od obłędnie waniliowego Vanilla Dee-Lite. Normalnie nie przepadam za zapachem wanilii, ale ten jest bardzo przyjemny. Balsam jest lekki i bardzo szybko się wchłania. W asortymencie Lush znajdziemy też tak popularny w ostatnim czasie balsam pod prysznic. Ro's Argan pachnie obłędnie, nieco słodko i pozostawi skórę cudownie gładką. 

Oprócz tego warto zainteresować się wszystkimi produktami do ust (zwłaszcza peelingami) i krememi do twarzy. Moim faworytem jest Enzymion, ale niezbyt sprawdza się u nas w trakcie zimy. :( 



wszystkie zdjęcia pochodzą z : https://www.lush.co.uk

środa, 30 lipca 2014

Pielęgnacja wrażliwych stóp na lato


Moje stopy w okresie upałów to istny koszmar. Są tak wrażliwe, że przy przechadzkach dłuższych niż 1h ulegają podrażnieniom, pojawia się obrzęk, a nie raz bolą tak, że każdy krok powoduje łzy w oczach. Od razu powiem, że konsultowałam to z panią podolog - powiedziała, że najprawdopodobniej winne są syntetyki stosowane w obuwiu, które dodatkowo podrażniają spoconą w upale stopę :(
Ponieważ takie obrzęki nie raz unieruchamiały mnie na 2 dni - co prawda na 2gi dzień zazwyczaj mogłam chodzić, ale zbyt długie spacery znów  spowodowałyby podrażnienie- postanowiłam wypracować jaki system, który uchroniłby moje stopy od takich historii.

Aktualnie moja kolekcja kosmetyków do stóp zaczyna dorównywać wielkością tej do włosów, ale najważniejsze jest to, że jest skuteczna. Na dzień dzisiejszy moje stopy ratuje :

Sól BingoSpa do stóp podatnych na opuchliznę i obrzęki

Miałam wobec niej mieszane uczucia, bo w składzie ma nielubiany przeze mnie SLES... Ale sprawdza się całkiem dobrze o ile pamiętam, żeby stosować ją w ramach profilaktyki, a nie na podrażnione już nóżki. Odmaczam w niej stopy 2 razy w tygodniu, w chłodnej wodzie.

Krem BingoSpa z tej samej serii

Zazwyczaj stosuję go rano, w składzie ma mentol który przyjemnie chłodzi.  Jest bardzo lekki i szybko się wchłania.




Krem Podologicmed z wysoką zawartością mocznika

Mój faworyt na noc, pilnuje, żeby stopy były gładkie , a skóra miękka. Dzięki temu rzadko nabawiam się bąbli czy nagniotków.Mocznik w składzie tuż po wodzie! No i ma bardzo atrakcyjną cenę ;)



Talk firmy Podologicmed

Stosuje go w niewielkiej ilości na dzień, przy butach do których nie noszę skarpetek. Zmniejsza pocenie i "ślizganie się" w bucie. Poza tym ma w składzie olejki i ekstrakty mające działanie przeciwgrzybicze.

Steper sprej

Czasem stosuje go zamiast talku. Od czasu do czasu spryskuję nim wnętrza wszystkich moich butów. Jeśli mam spędzić cały dzień w pełnych butach, to spryskuję wnętrze skarpet.

To już chyba koniec kolekcji. Oprócz tej szalonej ilości kremów i innych mazideł regularnie ścieram warstwę rogową niezastąpioną tarką z TBS i raz na jakiś czas zakładam skarpety peelingujące zakupione ostatnio w Biedronce (są super!). Dbam też o paznokcie u stóp - zabezpieczam je olejkiem Moraz. Odkąd zaczęłam stosować taką pielęgnacje podrażnienia prawie całkiem ustąpiły.

A wy ? Jak pielęgnujecie wasze stopy ?

wtorek, 29 lipca 2014

Hity&kity czerwca i lipca

HITY

Olejek Khadi Centella na rozstępy - już o nim pisałam. Jest po prostu fantastyczny ! Najlepszy specyfik do walki z rozstępami jaki kiedykolwiek miałam.
SORAYA DIET24 na cellulit - bardzo ładnie napina i ujędrnia skórę. Daje przyjemny efekt chłodzenia. No i w składzie ma ekstrakt z wąkroty azjatyckiej ;)

Kakao - numer jeden jako dodatek do maseczek na włosy. Zawsze się sprawdza i świetnie odżywia moje włosy ;)

Szamponowa baza ekologiczna EcoSpa - poświęciłam jej już cały post, więc chyba nie wymaga komentarza.



KITY

Gliceryna - moje włosy jej nie znoszą. Próbowałam jej dodać do szamponu, maski, odżywki, a także pod olej. Za każdym razem klapa i puch na głowie. Glicerynie do włosów mówię nie!


Maska Ziaji Kakao - spodziewałam się po niej więcej. A ona albo nic nie dawała, albo (po dłuższym trzymaniu) był przyklap. Więcej nie kupię.



żródło zdjęć: grafika google

wtorek, 22 lipca 2014

Jak nawilżyłam włosy i sprawiłam, że odzyskały blask.

Ostatnio wykończyłam już dawno zamówiony szampon Love2Mix Organics (recenzja już nie długo) i potrzebowałam czegoś co go zastąpi. Na szybko w Rossmanie kupiłam szampon Alterry Papaja. Ponieważ zamawiałam akurat półprodukty z ZSK i Ecospa skusiłam się na bazę szamponową (noo i przyznam się, że tą do odżywek też) z Ecospa. Spodobało mi się to, że ma w składzie sok z aloesu i certyfikat Soil Association. Ponieważ od około tygodnia moje włosy zaczęły nieznacznie mocniej wypadać, a skalp potwornie swędzieć do próbnej wersji szamponu dobrałam składniki antybakteryjne i pobudzające wzrost - m.in. hydrolat z drzewa herbacianego i olejek rozmarynowy. Muszę przyznać, że za pięknie to nie pachniało ;) Zadowolona z siebie (ach, ależ te kosmetyki DIY cieszą człowieka!) natychmiast zaczęłam go używać. Muszę przyznać, że po pierwszych 3 razach nie wiedziałam co myśleć o tym szamponie. Włosy baaaaardzo długo schły, a nawet po wyschnięciu miało się wrażenie, że są lekko wilgotne. Były też bardzo dociążone. Zaczęłam się poważnie zastanawiać czy szampon na bazie aloesu nie jest zbyt nawilżający dla moich włosów... Po 4 razie byłam jeszcze bardziej zszokowana, bo nagle zmieniły mi się plany i byłam zmuszona wysuszyć włosy ciepłym powietrzem. A one dalej były mocno dociążone i "lekko wilgotne"! Wobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy po 5 umyciu włosy po wyschnięciu wyglądały normalnie, były miękki i gładkie w dotyku a na dodatek pięknie błyszczały. No, może nie tak jak niektórych włosomaniaczek, ale jak na moje włosy to naprawdę zaskakujący blask. Nawet moi znajomi to zauważyli :) Od tej pory ten efekt się utrzymuje.


Wczoraj wykończyłam 100 ml, które sobie ukręciłam i jestem bardzo zadowolona. Wypadanie włosów znów wróciło do normy, a skalp nie swędzi. Nową porcję zrobię nieco łagodniejszą, nie tak mocno ziołową. Jeśli chodzi o praktyczne aspekty stosowania tego szamponu:

  • pieni się dobrze pod warunkiem, że nasze włosy są dobrze zmoczone
  • w trakcie mycia i nim włosy wyschną mogą wydawać się nieco sztywne, szorstkie - po wyschnięciu jest wręcz przeciwnie! 
  • daje nam dużą swobodę dopasowania szamponu do naszych potrzeb, poza tym możemy zmieszać dowolną potrzebną nam ilość. 
Mam nadzieję, że zachęciłam was do poeksperymentowania z bazą szamponową. :) Ja nie zamierzam w najbliższym czasie z niej rezygnować!

źródło: ecospa.pl


środa, 9 lipca 2014

Niedziela dla włosów

Jako, że moje włosy już dawno nie miały swojego dnia i porządnej pielęgnacji, wczoraj postanowiłam w końcu o nie zadbać. Naolejowałam je moją ulubioną mieszanką (opartą na oleju kokosowym) na hydrolat różany i zostawiłam tak na około 30 min. Potem ukręciłam maskę, która zawierała chyba wszystko co wpadło mi w rękę ;) Do bazy z ukochanej Naturii i Ziaji (o której wkrótce więcej) dodałam mniej więcej równe ilości kakao, bardzo gęstej śmietany 80%, brahmi, trochę spiruliny, parę kropel olejku z nasion bawełny i rycynowego, a także honeyquat. Jak widać - poszalałam :) Nałożyłam to wszystko na olej i schowałam pod czepkiem i ręcznikiem. Całość nieco podgrzałam suszarką. 



Po około 30 min, zdjęłam ręcznik, a na twarz nałożyłam maseczkę z spiruliny, zeolitu i kaolinu (rozrobionych w wodzie różanej). Po 10 minutach zmyłam maseczkę, wypłukałam maskę, włosy umyłam szamponem Alterry z papają (przepiękny zapach!) i nałożyłam na nie bananową odżywkę TBS. Włosy schły same, bardzo szybko, ze względu na duszną pogodę. Po wyschnięciu były gładkie, bardzo dobrze odżywione. Lekko dociążone - akurat tyle ile trzeba. Końce zabezpieczyłam olejkiem (o nim też więcej niebawem). 


wtorek, 8 lipca 2014

Depilacja na słodko - część druga

Skoro na blogu zrobiło się już tak bardzo wakacyjnie, to warto napisać więcej o depilacji cukrowej. W końcu na plaży ciężko ukryć nieogolone nogi ;)

Po pierwsze, moje wrażenia po ostatniej depilacji. Pasta ładnie usuwa włoski, co ważne jest to praktycznie całkowicie bezbolesna metoda (nawet u takiego wrażliwca jak ja) i nie powoduje podrażnień. Włoski na rękach odrosły po ok 2-3 tygodniach i są znacznie słabsze, część odrosła w kolorze blond :)

Po drugie, pasta cukrowa&bikini. Wygląda, że ostatnimi czasy dusza testerki zabija mojego wrodzonego tchórza i decyduje się na rzeczy przed którymi dawniej bym uciekała. Ostatnio objawiło się to odważną decyzją o przetestowaniu pasty cukrowej w okolicach bikini. Z oczywistych względów zdjęć nie zamieszczę. ;) Wrażenia ? W tej okolicy niestety ból jest lekko odczuwalny. Ale zupełnie do wytrzymania, i to bez łez płynących z oczu i kołdry w zębach żeby nie krzyczeć. Warto pamiętać, żeby włoski nie były za długie, bo wklejają się w pastę z każdej strony i utrudnia to depilację (dodatkowo powoduje więcej bólu). Przy wyjątkowo głęboko zakorzenionych włoskach pojawiły się małe kropeczki krwi, ale nie wystąpiło żadne podrażnienie. Kolejny plus dla pasty ! Myślę, że lekkie ukłucie jakie czuć przy depilacji w pełni rekompensuje fakt, że przez cały urlop (noo chyba, że ktoś wybiera się na dłużej niż standardowe 7-14 dni) mamy golenie z głowy.

Z innych praktycznych porad dotyczących tej metody - pastę najlepiej przechowywać w chłodnym miejscu. U mnie leży w lodówce turystycznej, z innymi wrażliwymi na temperaturę kosmetykami. Jeśli ktoś zupełnie nie potrafi sobie poradzić z pastą na zimno, wystarczy podgrzać ją w kąpieli wodnej i stosować podobnie jak wosk. Plastry można wykonać z starego, bawełnianego podkoszulka.

Mam nadzieję, że zachęciłam was do przetestowania tej metody. Zwłaszcza, że powinna się sprawdzić u największych wrażliwców, a daje wytchnięcie na znacznie dłużej niż standardowa maszynka.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Plany pielęgnacji na lipiec

Żarty się skończyły, plaża tuż, tuż, więc pora zabrać się poważnie za regularną pielęgnacje. Wiadomo, najlepiej byłoby ją uskuteczniać cały czas, ale... No powiedzmy, że nie zawsze wychodzi ;) Stwierdziłam, że publiczne zobowiązanie mnie zmotywuje :) Żeby było bez oszustw, to co tydzień będę raportować!

Miejsca objęte rozstępami 

Cykl 4 dniowy

  1. Soraya DIET24 na rozstępy (rano); Dermaroller z olejkiem centella (wieczór)
  2. Krem DIY z wyciągiem z wąkroty (rano); Olejek centella (wieczór)
  3. Soraya DIET24 na rozstępy (rano); Dermaroller z olejkiem centella (wieczór)
  4. Krem DIY z wąkrotką (rano); Samoopalacz DIY (wieczór)
Wiem, że stosowanie dermarollera co 2 dzień może się wydawać dziwne, ale w miejscach objętych rozstępami skóra po zabiegu regeneruje się strasznie szybko. Przynajmniej u mnie :) 




Miejsca objęte cellulitem (-> patrz UDA)

Cykl 4 dniowy

  1. Soraya DIET24 na cellulit (rano); Dermaroller z olejkiem DIY na rozstępy (wieczór)
  2. Soraya DIET24 na cellulit (rano); Masaż + Soraya DIET24 na cellulit (wieczór)
  3. Soraya DIET24 na cellulit (rano); Peeling + Body wrap przy użyciu produktów BingoSpa /mam nadzieję, że zdążą dotrzeć do środy/ (wieczór)
  4. Soraya DIET24 na cellulit (rano); Samoopalacz DIY (wieczór) 


Twarz

  1. Raz w tygodniu peeling mechaniczny
  2. 3 razy w tygodniu maseczka
  3. Olejek na noc, krem na dzień

Ciało

  1. Minimum raz na dzień posmarować balsamem lub olejkiem (idealnie byłoby olejkiem na noc, balsamem na dzień :) ) 
  2. 2 razy w tygodniu wymoczyć stopy i zadbać o nie (ach te moje wrażliwce w okresie upałów...) 
  3. Raz w tygodniu zrobić manicure :) 


Uff i chyba już tyle ! Chyba żeby to śledzić stworzę jakąś specjalną tabelkę, bo inaczej się pogubię. Trzymajcie za mnie kciuki ! :) 

sobota, 5 lipca 2014

Walczymy z rozstępami

Przy okazji zakupu olejku Khadi z hibiskusem do twarzy kupiłam również na próbę olejek centella (wąkrotka) na rozstępy. Już wcześniej stosowałam wiele produktów na rozstępy które mają dobrą opinię lub świetnie sprawdzały się u moich znajomych (m.in. Mustella, Palmers), jednak u mnie efekt był znikomy. I nie mówię tu o efektach po tygodniu - jestem realistką i wiem, że rozstępy, nawet te czerwone, nie poddają się tak łatwo. Dlatego byłam bardzo zaskoczona gdy po zużyciu 10 ml buteleczki (ok. 2 użycia) rozstępy były znacznie bledsze. Zachwycona zamówiłam na allegro duże opakowanie olejku (210 ml). Przeglądając środki na rozstępy trafiłam na dermoroller. Taką rolkę z mikroskopijnymi igiełkami.Ciekawostka! Nic o tym urządzeniu nie wiedziałam, więc przez 3 dni czytałam wszelkie wpisy na forach jakie na ten temat znalazłam. Niewiele pomogło. Jedni byli zachwyceni działaniem, inni mówili, że skuteczne są tylko igły o długości powyżej 1 mm, część uważała, że powinno się z nich korzystać tylko u kosmetyczki. Wielki miszmasz. Brak zgodności również co do tego co stosować przed i po rolowaniu. Jedyny pogląd który zdaje się łączyć użytkowniczki to konieczność regularnego stosowania. Ponieważ nikt nie napisał, że stała mu się po stosowaniu jakaś straszna krzywda (chociaż przeraził mnie fakt że pod igły 0,25 mm dziewczyny stosują środki znieczulające), stwierdziłam, że urządzenie warte jest przetestowania. Dziwna decyzja z mojej strony biorąc pod uwagę moją igłofobię ;) Pozostało wybrać długość igieł. Pomimo ogólnego przeświadczenia, że do rozstępów to minimum 0,5 mm, zdecydowałam się na 0,3 mm. Większe zawsze można zamówić bo urządzenie kosztuje w granicach 20-40 zł, a mniejsze igły = mniejsza potencjalna krzywda. Po rozwiązaniu problemu urządzenia, przyszedł czas na produkty przed i po rollingu. Z produktem po nie było problemu - olejek Khadi. Ale co by tu nakładać przed? W internecie dostępna jest masa specjalnych ampułek ale moim zdaniem są dość drogie. Ostatecznie postawiłam na prostotę i w Rossmanie kupłam ampułki z kwasem hialuronowym. Po paru użyciach zdecydowałam się zamówić czysty kwas hialuronowy z ZSK (i tak szykowało mi się większe zamówienie ;) ), który daje znacznie lepsze efekty.Z ampułkami rolowałam je dwa razy, stosując "po" olejek. Kłuje się wieczorem - skóra ma czas nieco się zregenerować do rana. Czas regeneracji zależy od miejsca rolowania i grubości skóry. Dzień po zabiegu z ampułkami rozstępy były wyraźniejsze i  bardzo czerwone. Ale był to efekt chwilowy. Potem było ich mniej i wyglądały znacznie lepiej. Za to przy kwasie z ZSK rano już nie widać zaczerwienienia i rozstępy są bledziutkie. Co ciekawe, wraz z poprawą elastyczności skóry przyspiesza czas regeneracji po zabiegu.

Jak na testerkę przystało zrobiłam zdjęcia "PRZED". Oto moje niezbyt piękne, ewidentnie czerwone rozstępy przed kuracją.



I "PO" - jeszcze trochę widoczne, ale przypominają bardziej pęknięte naczynka, niż koszmarne rozstępy :) Oczywiście cały czas kontynuuję zabiegi :) 


Co do regularności o której wspomniałam... To czasem było u mnie z nią baaardzo kiepsko, a jednak efekty są :) Uważam, że ten olejek Khadi to must have na rozstępy, a roller jest miłym dodatkiem. Aktualnie testuję jego działanie na cellulit. Jeśli tylko w widoczny sposób pomoże to na pewno o tym napiszę :) 

sobota, 21 czerwca 2014

Amla Khadi


Jakiś już czas temu zakupiłam w sklepie Yasmeen odżywkę w proszku Amla firmy Khadi. Użyłam jej już 3 razy i spokojnie mogę podzielić się z wami moją opinią :) 

Za pierwszym razem przygotowałam odżywkę dokładnie tak jak zaleca producent. zmieszałam z gorącą wodą i odstawiłam na 12h. Następnie siup na włosy i zostawić na 10-20 min (ja trzymałam 15). Moje włosy po wyschnięciu prezentowały się tak:


Były bardzo dobrze oczyszczone, zwiększyła się objętość, ale jak na mój gust nieco zbyt suche. Dlatego nakładając amlę kolejny raz (a w zasadzie kolejne 2 razy) dodałam do niej pół łyżeczki oleju z nasion bawełny. W takim wydaniu sprawdza się dużo lepiej, ale trzeba uważać z ilością oleju. Niestety, nie było czasu na zrobienie zdjęcia z efektu po :( 

Dla mnie ta odżywka spisuje się znacznie lepiej jako skuteczny środek głęboko oczyszczający skalp i włosy. Szczególnie zadowolona byłam z tego jak złagodziła podrażnienia mojej bardzo wrażliwej skóry głowy. Zaobserwowałam również mniejsze wypadanie włosów po jej zastosowaniu. Poza tym nadaje włosom większą objętość i efekt ten utrzymuje się około tygodnia bez względu na inne zabiegi takie jak olejowanie czy mycie włosów. Pomimo tego, że jestem dość jasną blondynką nie zaobserwowałam znacznego przyciemnienia włosów - może odcień był nieco ciemniejszy, ale ten efekt zniknął po pierwszym myciu. 

Jeśli chodzi o samą aplikację to jestem bardzo zadowolona. Dużo osób mówi, że amla zabrudziła im całą łazienkę. W moim przypadku tak nie jest. Mieszam ją w ceramicznej miseczce, jeśli po 12h jest za gęsta dodaję odrobinę wody, żeby ją rozcieńczyć. Robi się z tego dość gęsta papka. Wkładam miseczkę do wanny, nad którą się pochylam i w takiej pozycji aplikuję amlę. Następnie albo zbieram włosy w kucyk i podnosząc się przypinam go z tyłu głowy (fryzura niezwykle komiczna, ale praktyczna), albo biorę czepek, podkładam go pod włosy i zakładam na głowę od dołu. Odżywka (lub jak to mówi moja mama "to Twoje błoto") nie wydostaje się poza wannę i nie brudzi nic innego. 

Podsumowując : produkt dla mnie jak najbardziej na plus, ale nie jako konwencjonalna odżywka. Dla mnie stanowi fantastyczną alternatywę szamponów z SLS czy SLES, które zawsze podrażniają mój skalp.

czwartek, 19 czerwca 2014

Woski DIY

Wiem, że obiecałam posta z moimi zakupami. Ale dotarła paczka z woskami i po prostu nie mogłam się powstrzymać... Cały dzień (noo poza tą większą połową zajętą przez naukę) spędziłam tworząc te cudeńka! 

Prawda, że śliczne ? To woski zapachowe do kominków. Mango (ten żółty) już przetestowałam i pachnie OBŁĘDNIE. Zostawiam was z tym zdjęciem, a sama ide przetestować zapach orientalny :) 

środa, 18 czerwca 2014

Busy, busy man ;)

Wiem, że ostatnio tutaj cicho i brak nowych postów, ale sesja i inne obowiązki skutecznie uniemożliwiają mi napisanie czegoś porządnego. Obiecuję, że do końca tego tygodnia pokażę wam moje ostatnie zakupy (m.in. z orientalnej perfumerii Yasmeen). A w najbliższym czasie możecie spodziewać się recenzji Himalayi, szamponu Love2Mix Organics i Amli od Khadi. :)
Będzie też trochę nie-kosmetycznie, ale to już chyba w lipcu. Chwilowo zostawiam Was z pięknym słońcem za oknem :)

sobota, 14 czerwca 2014

Reebok Woman Fitness Camp

8 czerwca wybrałam się do Warszawy, żeby wraz z koleżanką wziąć udział w Reebok Woman Fitness Camp - chyba największym wydarzeniu sportowym w jakim do tej pory brałam udział. Zapowiadało się bardzo ciekawie: 3 strefy, niezliczona ilość treningów i strefa odpoczynku. No i jak korzystna cena ! Za cały dzień + pakiet startowy jedynie 59 zł. Piszę jedynie, bo opłaty za udział w biegu, czy tak popularne treningi z Ewą Chodakowską są znacznie droższe.
Z samego rana dojechałyśmy na miejsce, tak żeby spokojnie odebrać pakiet startowy, zostawić nasze rzeczy w szatni i zorientować się gdzie co jest. Standardowo coś musiało pójść niezgodnie z planem - zapomniałyśmy wydrukować biletów. Ale nie było to żadnym problemem. Pan na bramce zeskanował kody z naszych telefonów i dostałyśmy torby z upominkami (napój powerade, frisbee, golarkę Venus, płatki kukurydziane, mini-kanapeczki Wasa, koszulkę Reebok, zieloną herbatę, wejściówkę do klubu Pure). Na miejscu znajdowały się 2 namioty (strefa 1 i 2) i scena główna, za która na początku wzięłam większy namiot. Po zostawieniu rzeczy w szatni rozdzieliłyśmy się - w końcu każda z nas chciała spróbować czegoś innego. Ja spędziłam większość czasu w strefie 2, koleżanka w 1. Od razu zauważyłam, że w każdej strefie jest stoisko Kropli Beskidu i można napić się wody. Jedynym minusem było to, że wodę można było zabrać tylko w kubeczkach (ale bez ograniczenia ilości) lub przelać sobie z kubeczków do butelki, nie można było otrzymać całej butelki.

Moje wrażenia z treningów...

SH'BAM - nie udało mi się na niego dotrzeć, bo jak mówiłam, pomyliłam strefę 2 z sceną główną. Ale muzyka brzmiała obiecująco :)

Reebok Final Cuts - bardzo fajny trening, bazujący na ruchach z życia codziennego, z użyciem tubingu. Nie jest to intensywne cardio, a jednak nieco się zmęczyłam. Ale zupełnie mi to nie przeszkadzało dzięki energii jaka płynęła od prowadzących.

BODYCOMBAT - dość energiczne cardio inspirowane sztukami walki. Niestety, ze względu na prażące słońce i temperaturę wytrzymałam 10 min. Nie mam jeszcze wystarczającej kondycji, żeby wytrzymać tak intensywne ćwiczenia przy wysokiej temperaturze. Z cienia, popijając wodę przyglądałam się reszcie treningu i chętnie jeszcze raz go wypróbuje.

Reebok Circuit Training - pierwszy trening, na który wybrałyśmy się razem :) Dynamiczny, pozwalał poczuć mięśnie. Bardzo podobał mi się pomysł prowadzących aby w każdym obwodzie wykonywać 1 ćwiczenie w parach.

Reebok Stretching - nie bardzo wiem co napisać na jego temat. Po prostu normalny trening stretchingowy. Przyjemny, pozwalający się relaksować.

Reebok Yoga - prawdziwy relaks. Dodatkowo rozciągnęłam się po Stretchingu. Rozluźniła mnie zarówno fizycznie jak i psychicznie - nawet nie zauważyłam kiedy minęło pół godziny.



W przerwie pomiędzy treningami trafiłyśmy na stoisko produktów GOOD HEMP. To koktajle, mleko i coś w rodzaju płatków z konopi brytyjskich. Za 15 zł wypiłyśmy szejka proteinowego (10zł bez szejkera). Przed wyjściem zakupiłam u nich proszek proteinowy i jedno mleko (w promocyjnej cenie :) ). Jestem z nich bardzo zadowolona. Idealnie wkomponowują się w moją wegetariańską dietę.

Muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem organizacji całej imprezy. Uczestniczek było chyba sporo ponad 2 tys, a pomimo to wszystko sprawnie działało. Toalety były czyste i nie było do nich kolejek, treningi odbywały się ze sprzętem, którego wystarczało dla około 90% zainteresowanych. Atmosfera była przyjazna. Jeśli tylko będzie kolejna edycja z radością się na nią wybiorę.

piątek, 13 czerwca 2014

Wyznania zakupoholiczki cz. 2 - usta!

Z niewiadomych powodów moja kolekcja pomadek do ust jest prawie tak duża jak produktów do włosów. Naprawdę nie wiem jakim cudem zrobiła się taka duża! No, ale pomadki są takie malutkie to się tego nie zauważa dopóki nie zbierzesz ich razem...


  1. Pomadki Oeparol : Mango i Malina - jak widać jeszcze nie używane. Patrzyły się na mnie przy kasie to je przygarnęłam. 
  2. Carmex Limetka : kupiony w celu przetestowania. W końcu wszyscy kochają Carmexy! Czeka na swoją kolej.
  3. Lipsmacker Starburst Mango&Melon - pamiątka po wizycie w Anglii. Było ich więcej ale zużyłam. :) Z pewnością niedługo powróci do mojej torebki.
  4. Nonicare z filtrem UV - z limitowanej serii w Rossmanie. Kupiona na wakacje i wtedy tez najczesciej jej uzywam.


  1. The Body Shop  Mango, Limetka - kupione (tak jak i pozostałe balsamy do ust z TBS) w trakcie wyprzedaży. Bardzo lubię balsam do ust Shea i peeling Mango wiec postanowiłam przetestować ich "połączenie"
  2. Floslek poziomkowa wazelina - zakup pokierowany zapachem. Kocham poziomki <3
  3. Lush Whip Stick - cudowny! Ten jeszcze nie otwarty, ale przetestowałam go już raz i jest moim ulubieńcem, tak jak większość produktów tej firmy. Ma piękny czekoladowy zapach. 
  4. The Body Shop Shea - jeszcze jeden ulubieniec. Nigdy mnie nie zawiódł. Jedynie konsystencja w niektórych sytuacjach jest za ciężka, więc zawsze mam dla niego jakąś alternatywę. 
  5. The Body Shop Born Happy - kolejny zakup bez wyraźnego powodu :P 


Błyszczyki - bardzo rzadko używane. Zakupione w okresie dość częstych wyjść na miasto - wtedy były w ciągłym użyciu. Wszystkie z H&M. Wyjątkiem jest błyszczyk Clarins, który oprócz nadawania koloru fajnie nawilża usta. 


  1. Springfield czerwona - zakup-pomyłka. Chciałam kupić inny kolor, ale niestety okazało się, że już go nie ma :(  Używana od czasu do czasu. Ani super fajna, ani też bardzo zła, po prostu przeciętna pomadka.
  2. The Body Shop czerwona - królowa pomadek! Absolutny hit! Nie do zmycia, wytrzymuje na ustach nawet do 20h. Już nigdy nie kupię szminki innej firmy. Cena też do przyjęcia bo 39 zł. 
  3. MAC - szminki otrzymane w ramach akcji szminka za 5 pudełek. Używam ich od czasu do czasu. Mają ładne, delikatne kolory, ale trzymają się na ustach około 5h, no i niestety znacznie sie zmywaja w trakcie jedzenia&picia. 


I na sam koniec pomadki które aktualnie używam i zawsze mam przy sobie. Brakuje tu tylko ostatniego zakupu - szminki The Body Shop w kolorze intensywnego różu.

  1. Peeling do ust Lush Mint Julips - bardzo fajny, delikatny cukrowy peeling dający lekkie uczucie chłodu. Używam go 2-3 razy na tydz. 
  2. Lush None of your beeswax - wegańska pomadka do ust o przyjemnym zapachu pomarańczy. Często używana w ciągu dnia. 
  3. Neutrogena - stosuję ją gdy nie mam czasu, albo nie chce pobrudzić palców. 
  4. The Body Shop Shea - stosowany na noc i po peelingu. Jak juz mówiłam - jest świetny!
  5. Khadi Liczi - ostatni zakup. Bardzo przyjemna i lekka konsystencja. Cudny zapch. Jedyny minus to cena :( Używam go na zmiane z balsamem Lush. 
  6. Miss Sportuy jasny róż - delikatna kredka kolorująca. Przydaje się gdy potrzebuje delikatniejszego koloru na ustach. 



wtorek, 10 czerwca 2014

Odżywka do włosów Schauma Fito-kofeina - recenzja

Właśnie wykończyłam moje pierwsze opakowanie odżywki z serii Fito-kofeina :)


Wystarczyło mi ono na około miesiąca, przy używaniu średnio 3-4 razy w tygodniu. 


Skład:  Aqua,Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Panthenol, Hydrolized Keratin, Caffeine, Chamomilla Recutita Flower Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Melissa Officinalis Leaf Extract, Urtica Dioica Extract, Equisetum Arvense Extract, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Humulus Lupulus Extract, Isopropyl Myristate, Citric Acid, Glycerin, Phenoxyethanol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Parfum, Isopropyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Sodium Pethylparaben, Polyquaternium 37, Dicaprylyl Carbonate, Lauryl Glucoside, Butylene Glycol, Benzyl Alcohol 

Skład dość długi, ale bardzo przyjemny. Na pierwszych miejscach emolient, pantelnol, keratyna i tytułowa kofeina. Poza tym sporo ekstraktów, m.in. rumianek, szałwia, melisa, rozmaryn.

Producent zaleca odżywkę dla włosów cienkich, słabych i przerzedzających się. Obiecuje wzmocnienie włosa, uzupełnienie protein i 3x łatwiejsze rozczesywanie. 

Moje wrażenia: Po miesiącu użytkowania zauważyłam wzmocnienie włosów. Mniej wypadają, są w znacznie lepszej kondycji. Ciężko ocenić czy jest to zaleta wyłącznie odżywki, ponieważ jej użytkowanie zbiegło się w czasie z wzmocnioną pielęgnacją włosów. Jeśli chodzi o obietnicę łatwiejszego rozczesywania - w 100% prawdziwa! Włosy po niej są gładkie i po wysuszeniu nie plączą się. Ogólnie byłam z niej zadowolona. Gdyby nie fakt, że lubię testować nowe produkty pewnie bym ją kupiła kolejny raz.  


wtorek, 3 czerwca 2014

Słodka depilacja

Przy okazji wizyty w jednej z moich ulubionych mydlarni zauważyłam w koszyczku pastę cukrową do depilaci. Już od jakiegoś czasu rozważałam wypróbowanie tej metody, ale jednak... Wosk bolał, depilator bolał, a pasta cukrowa działa na podobnej zasadzie, więc logicznie rzecz biorąc też musi boleć. Ostatecznie wrzuciłam ją do koszyka (7,5 zł/50g). Dlaczego ? Dobre pytanie, może to przez moje zaufanie do kosmetyków indyjskich i arabskich w ostatnim czasie, a może dusza testera. Z kilku dostępnych wariantów wybrałam pastę oliwkową : 


W swoim składzie ma wodę, cukier, kwasek cytrynowy i oliwę z oliwek. :) Jest to pasta wyprodukowana w Egipcie. A po wyjęciu z opakowania wygląda tak : 


Zgodnie z zaleceniami producenta nabrałam mały kawałek (noo tak po prawdzie to odcięłam nożem bo nijak nie idzie oderwać kawałka z tej bryły przypominającej lizak na patyku) i zamknęłam w dłoniach w celu ogrzania. Gdy już nieco zmiękła, tak po około minucie, uformowałam ją w taki mały placuszek: 

Następnie zaczęła się zabawa. Zgodnie z instrukcją pastę należy przykleić zgodnie z kierunkiem wzrostu włosów a oderwać w przeciwnym. Zanim nauczyłam się jak to dobrze robić i odkryłam parę innych rzeczy, zużyłam około połowę pasty na niedokładne wydepilowanie jednego przedramienia. Podzielę się z wami moimi, niekiedy głupimi błędami i doświadczeniami. Może dla niektórych są oczywiste ale innym na pewno oszczędzą ilość zmarnowanej pasty. 

  • po pierwsze, najlepiej rozplaszczyć pastę w dość mały prostokąt i nieco ją rozetrzeć na ręce na jeszcze cieńszą (w kierunku wzrostu włosów). Odczuwa się lekkie ciągnięcie, ale wszystkie włoski wychodzą dokładnie. I należy pamiętać o nie doklejaniu małego fragmenciku na końcu tak żeby było za co pociągnąć. 
  • kolejna rzecz, to fakt, że jeden kawałek można użyć naprawdę wiele razy! Wystarczy go zgnieść i po raz kolejny uformować w placuszek. Do momentu w którym się klei i wyrywa dokładnie włoski jest okej. Gdy to odkryłam 2 kawałeczkami wydepilowałam tyle, co prawie połową kostki.
  • ostatnie i może najgłupsze... jeśli po raz kolejny depilujesz dane miejsce, a włoski zostają, to może źle określiłaś kierunek ich wzrostu.
Po samym zabiegu skóra jest lekko zaczerwieniona (zdjęcie poniżej) i rozgrzana, ale nie boli. Posmarowałam ją olejkiem makadamia i poszłam spać. Rano skóra wróciła do normalnego stanu, jest przyjemnie gładka w dotyku. Na pewno pojawi się jeszcze jeden post o pastach do depilacji, gdy wypróbuję inne firmy i warianty (np. różany i miodowy). Wtedy też powiem, jak długo utrzymuje się efekt.





czwartek, 29 maja 2014

Kącik gadżeciary - miseczka do maseczek

Powyższy zestaw zakupiłam w trakcie jednego z spontanicznych wypadów zakupowych. :) Składa się na niego miseczka (silikonowa?? w jakimś razie dość giętka), 3 miarki, szpatułka i pędzelek. Gadżet kosztował mnie około 20 zł na stoisku z akcesoriami do paznokci w Factory.  Jego przeznaczenie to maseczki do twarzy - stąd pędzelek. Jednak u mnie służy głównie do mieszania maseczek na włosy :) Sprawdza się świetnie a szpatułka ułatwia nakładanie. Poza tym nie muszę już podkradać mamie miarek z kuchni... ;)

Maseczkowy maj - cz IV

Dzisiaj niespodziewanie miałam chwilę czasu, więc postanowiłam poeksperymentować i zaaplikować włosom jedynie maseczkę. Byłam ciekawa czy będą przeciążone jeśli ich potem nie umyję. Składniki bardzo proste - standardowo maska naturii i saszetka Biovaxu do włosów blond, mała miarka kakao i dosłownie szczypta spiruliny. 


Po zmieszaniu mikstura wyglądała o tak : 


Nałożyłam to wszystko na włosy, pod czepek i wskoczyłam do relaksującej kąpieli. Po około 30 min spłukałam pierwszą warstwę letnią wodą, a resztę dopłukałam zimną. Po wyschnięciu efekt taki : 


Włosy są bardzo miękkie w dotyku i błyszczą. Niestety są nieco zbyt suche :( Na zdjęciu końce lekko spuszone, ponieważ nie nałożyłam jeszcze zabezpieczającego serum. Za to dziwi mnie widoczność odrostu - w rzeczywistości nie ma, aż takiego kontrastu. Ogólnie maseczka bardzo fajna, ale wymaga ulepszenia.

niedziela, 18 maja 2014

Kurs sprawność psycho-fizyczna jeźdźców

W tą sobotę miałam przyjemność uczestniczyć w kursie "Sprawność psycho-fizyczna jeźdźców" zorganizowanym w Zabierzowie. W końcu zamiast zachwycać się tym, że takie kursy zaczynają się pojawiać w okolicach Krakowa postanowiłam nie szukać wymówek i po prostu pójść. I była to fantastyczna decyzja! Chyba jedna z najlepszych w ostatnim czasie. Po teoretycznym wstępie, nasza babska grupa przeszła na maty i zaczęłyśmy się rozciągać słuchając instrukcji Natalii - prowadzącej kurs. Już po 3 godzinach zajęć doskwierające mi biodro zaczęło się poprawiać. Po krótkiej przerwie zaczęło się robić bardziej końsko. Ćwiczyłyśmy równowagę na piłkach i pracowałyśmy w parach z wodzami, żeby zrozumieć jak oddziałowujemy na koński pysk. Kurs zakończyły się pracą na stołach do masażu. Zachwycona zajęciami skusiłam się na prywatną konsultację. Natalia spytała o problemy jakie zauważam na koniu, gdzie jestem sztywniejsza lub zablokowana, a następnie przy pomocy różnych technik rozmasowała i odblokowała problematyczne miejsca. Co przypłaciłam w dniu dzisiejszym lekko obolałymi plecami ;) Ale, Natalia ostrzegła mnie, że tak może być.

Już nie mogę się doczekać na kolejne kursy. Oprócz tego, że można się czegoś nauczyć, poznajemy też bardzo ciekawych ludzi. Polecam!

https://www.facebook.com/pages/Szkolenia-dla-koniarzy/563090767123516?fref=ts
http://harmonylife.pl/

piątek, 16 maja 2014

Maseczkowy maj - cz. III

Tym razem znów wykorzystałam drożdżową maskę, ale w połączeniu z ciężką maską Naturii (o której już wspominałam) i maską Biowaxu do włosów farbowanych (w ilości 1 szaszetka). Jak zwykle dodałam odrobinkę wit E i oleju kokosowego. Moje włosy były zachwycone tą pielęgnacją. Bardzo dobrze dociążone, błyszczące. Stanowczo radują je emolienty. Obiecuje, że pod koniec miesiąca dokładniejsze recenzje wszystkich masek :)

Wyznania zakupoholiczki cz.1 - włosomania

W dniu wczorajszym z przerażeniem przeglądnęłam wszystkie moje kosmetyki po tym jak przepuściłam 50% wypłaty na kolejne. I postanowiłam - żadnych więcej zakupów dopóki nie zdenkuje tego co mam ! A jest tego sporo... Postanowienie jest proste, żadnej nowej odżywki, dopóki nie zdenkuje jednej z posiadanych, to samo tyczy się szamponów, kremów, maseł olejków, a w szczególności pomadek do ust - ale o tym w kolejnej części.

Aktualnie posiadane do włosów:

  1. Odżywka Timotei pure Naturalne Oczyszczenie
  2. Odżywka Schauma Fresh it Up!
  3. Odżywka Schauma Fito-kofeina
  4. Szampon Love2mix Organic Bambus&Mandarynka
  5. Emolium - Emulsja na suchą skórę głowy
  6. Henna Khadi Neutral
  7. Balsam do włosów Planeta Organica - Prowansja
  8. Szampon Green Pharmacy do włosów suchych - argan&granat
  9. Maska Naturia miód&cytryna
  10. Maska Babuszki Agafii - drożdżowa
  11. Mgiełka Radical do włosów farbowanych
  12. Mgiełka Africa's Best - nabłyszczająca
  13. Olejek Dabur Amla Jasmine
  14. Olejek Green Pharmacy - łopianowy z tea tree&rozmarynem

Odżywka Timotei pure Naturalne Oczyszczenie 




Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Camellia Sinensis Leaf Extract, Behentrimonium Chloride, Parfum, Sodium Chloride, Maltodextrin, Disodium EDTA, Dipropylene Glycol, PEG-150 Distearate, Lactic Acid, DMDM Hydantoin, Butylphenyl, Methylpropional, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool

Kupiona z myślą o myciu włosów odżywką. Dzisiaj przeszła pierwszy test i jeśli chodzi o mycie sprawdziła się wspaniale :) Natomiast polecam nałożyć po niej jakąś odżywkę b/s lub mgiełkę, bo inaczej włosów nie idzie rozczesać. 

Skład stosunkowo krótki. Na pierwszych miejscach emolient, zamiennik silikonu o działaniu antystatycznym i odżywczym, obiecywany przez producenta wyciąg z zielonej herbaty i składnik myjący bez którego odżywka do mycia by się nie nadawała. Behetrimonium Chloride może wywoływać podrażnienia, ale śmiem twierdzić, że w tym produkcie występuje w śladowej ilości - mój skalp jest bardzo wrażliwy, a po umyciu tą odżywką nie piekł.  


Odżywka Schauma Fresh it Up!





Skład: Aqua, Cetearyl Alkohol, Behetrimonium Chloride, Panthenol, Hydrolyzed Keratin, Passiflora Edulis Fruit Extract, Isopropyl Myristate, Citric Acid, Phenoxyethanol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Parfum, Glycerin, Dicaprylyl Carbonate, Propylene Glycol, Linalool, Limonene, Lauryl Glucoside

Zakup spontaniczny. W składzie wysoko emolient, składnik myjący, pantenol, keratyna i wyciąg z kwiatu passiflory. Patrząc teraz na skład mam wrażenie, że zostanie odżywką do mycia nr 2. Ale może dam jej szanse.


Odżywka Schauma Fito-kofeina




Skład:  Aqua,Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Panthenol, Hydrolized Keratin, Caffeine, Chamomilla Recutita Flower Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Melissa Officinalis Leaf Extract, Urtica Dioica Extract, Equisetum Arvense Extract, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Humulus Lupulus Extract, Isopropyl Myristate, Citric Acid, Glycerin, Phenoxyethanol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Parfum, Isopropyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Sodium Pethylparaben, Polyquaternium 37, Dicaprylyl Carbonate, Lauryl Glucoside, Butylene Glycol, Benzyl Alcohol 

Jeden z tych przemyślanych zakupów :) Odżywka zaskakuje dużą ilością ekstraktów (m.in. z rumianku, szałwii, melisy, rozmarynu). Stosuje ją od dłuższego czasu (w porównaniu z resztą), ale nie wystarczająco długo by ocenić działanie. Na pewno znacznie ułatwia rozczesywanie, za co duży plus dla niej. 


Szampon Love2mix Organic Bambus&Mandarynka




Skład: Aqua with infusions of Organic Bambusa Vulgaris Leaf/Stem Extract, Organic Citrus Reticulata Extract, Organic Citrus Medica Limonum Extract, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Sodium Cocoyl Glutamate, Hydrolized Silk Protein, Guar Hydroxopropyltrimonium Chloride, Oryza Sativa Extract, Linnaea Borealis Extract, Benzyl Alcohol, Sodium Chloride, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum, Citric Acid, Beetroot red, Caramel

Szampon używany dopiero 2 razy, ale jestem z niego bardzo zadowolona :) Pięknie pachnie, jest wydajny i nie swędzi mnie po nim skalp. Bez problemu domywa olej. Zawiera delikatne środki myjące.

Emolium - Emulsja na suchą skórę głowy




Skład: Aqua, Cetearyl alcohol, Dicaprylyl carbonate, Panthenol, Ceteareth-25, Zea mays oil, Sodium Hyaluronate, Wheat amino acids, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Sodium PCA, Glucose, Urea, Glutamic acid, Lysine, Allantoin, Lactic acid, Propylene glycol, Polyquaternium-37, Propylene glycol dicaprylate/dicaprate, PPG-1 Trideceth-6, Phytantriol, PEG-8, Tocopherol, Ascorbic acid, Ascorbyl palmitate, Citric acid, Disodium EDTA, Sodium hydroxide, Parfum

Ratunek dla mojego wrażliwego i często podrażnionego skalpu. Bardzo się z tą emulsją lubimy :) Zwłaszcza, że można ją nakładać również w ciągu dnia i nie tłuści włosów. 

Henna Khadi Neutral




Czeka na swoją kolej - po użyciu zamieszczę recenzje.

Balsam do włosów Planeta Organica - Prowansja




Skład: Aqua with infusions of Organic Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract (rozmaryn), Organic Origanum Majorana Leaf Extract (majeranek), Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Extract (mięta), Ocimum Basilicum (Basil) Leaf Extract (bazylia), Thymus Vulgaris (Thyme) Extract (tymianek), Origanum Vulgare Leaf Extract (oregano); Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum.

Przyjemny, lekki balsam o bardzo ładnym zapachu. Nadaje się do nałożenia po umyciu głowy odżywką, nie przeciąża włosów. 

Szampon Green Pharmacy do włosów suchych - argan&granat



Skład: Aqua, Sodium Myreth Sulfate, Lauryl Glucoside, Cocmide DEA, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Panthenol, Argania Spinosa Kernel Oil, Punica Granatum Extract, Polyquaternium-10, PEG-12 Dimethicone, Parfum, Citric Acid, Benzyl Alkohol, Methylochloroisothiazolinone, Benzyl Salicylate

Bardzo się nie polubiliśmy :( Szampon podrażnia mi skalp.Obawiam się, że winić za to mogę Sodium Myreth Sulfate.  Ostatecznie zużywam go do prania ściereczek od OCM.

Maska Naturia miód&cytryna




Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Paraffinum Liquidum, Cetyl Alcohole, Stearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cyclomethicone, Amodimethicone, Polyquartenium-10, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Glycerin, Panthenol, Hydroxypropyltrimonium Honey, Citrus Medica Limonum Extract, Propylene Glycol, Triethanolamine, Parfum, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, DMDM Hydantonin, Methylochloroisothiazolinone, Cl 19140, Cl 16255

Bardzo się z tą mocno emolientową maską polubiłyśmy. Co chyba powinno mi zasugerować pewien kierunek w pielęgnacji włosów. Oczywiście nigdy nie stosowałam jej samej, ale wszelkie mieszanki maseczkowe, w których występowała świetnie działały na moje włosy.

Maska Babuszki Agafii - drożdżowa




Skład: Aqua with infusions of: Yeast Extract, Betula Alba Juice; enriched by extracts: Inula Helenium Extract, Arctostaphylos Uva Ursi Extract, Silybum Marianum Extract, Cetrionium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; cold pressed oils: Triticum Vulgare Germ Oil, Ribes Aureum Seed Oil, Pinus Siberica Cone Oil, Rosa Canina Fruit Oil, Ascorbic Acid, Panthenol, Glucosamine, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid 

Fajny efekt na włosach, ale mogę ją stosować tylko w towarzystwie silnych emolientów. W innym wypadku podrażnia mi skalp i lekko przesusza włosy.

Mgiełka Radical do włosów farbowanych




Skład: Alcohol Denat., Cyclomethicone, Aqua, PPG-3 Benzyl Ether Myristate, Ginkgo Biloba Extract, Parfum, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamaldehyde, 2-(4-tert-butylbenzyl)propionaldehyde, Limonen, Linalool

Prezent od mamy. Dawno nieużywana, nie wiem czy zużyję.

Mgiełka Africa's Best - nabłyszczająca




Skład: Water, Acetamide MEA, Hydrolyzed Hair Keratin, Panthenol, Sorbitol, Sodium Cocoyl Collagen Amino Acid, Cocoyl Sarcosine, Wheat Germ Acid, Wheat Germ Oil, Linolenic Acid, Linoleic Acid, Sulfur, Polysorbate 80, Oleth-10, Jojoba Oil, Tocopheryl Acetate, Hydrolyzed Glycosamino-glycans, Propylene Glycol and Nettle Extract and Arnica Montana Flower Extract and Nasturtium Officinale Extract and Rosemary Leaf Extract and Sage Leaf Extract and Methyl Paraben and Propyl Paraben, PEG 50 Shea Butter, Dimethicone, Diazolidinyl Urea, Lactic Acid, Polysorbate 20, Fragrance

Moja ulubiona mgiełka do włosów amerykańskiej firmy. Kupiona za granicą. Pięknie wyglądza i zmiękcza suche włosy, nadaje im blask i ułatwia rozczesanie. Dobrze, że jest w tak dużym opakowaniu - nie wiem co zrobię jak się skończy.

Olejek Dabur Amla Jasmine




Skład: Mineral Oil (Paraffinum Liquidum), Canola Oil, Elaeis Guineensis Oil, Phyllanthus Emblica (Amla) Extract, Perfume (Jasmine), Isopropyl Myristate, Cyclopentasiloxane, Phenyl trimethicone, Butyl Methoxydibenzolmethane, Rosmarinus Officinallis Oil, Tocopheryl Acetate, Tertiary Butyl Hydroquinone, D&C Yellow No. 11 (Ci 47000), D&C Green No. 6 (Ci 61565)

Olej stosuję w mieszance do olejowania. Sprawdza się tam bardzo dobrze w towarzystwie kokosa i makadamii. 

Olejek Green Pharmacy - łopianowy z tea tree&rozmarynem




Skład: Vegetable Oil, SC-CO2-extract Arctium Lappa (Burdock) , Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Essential Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Essential Oil, BHT

Chwilowo nie używany. Skalp mi wyzdrowiał i nie odczuwam potrzeby stosowania go. 




emolienty
humektanty
proteiny

poniedziałek, 12 maja 2014

Maseczkowy maj cz II

Dzisiaj po raz kolejny uraczyłam moje włosy maseczką. Tym razem z  wcześniej wspomnianą Marion zmieszałam popularną w blogosferze drożdżową maskę Babuszki Agafii, odrobine miesznki do olejowania wlosow i wit E. Nałożyłam pod czepek i czapkę na około 45 minut, a potem normalnie umyłam włosy i nałoyłam odżywke. Jeśli chodzi o efekty to mam mieszane uczucia. Włosy są przyjemne w dotyku i dosc ładnie błyszczą, ale sa lekko przesuszone, zgubiły objętość i skora glowy jest lekko podrazniona. Następnym razem dodam do tej mieszanki oleju albo jakiejś cięższej maski i dopiero wtedy ją ocenię. Za to bardzo zadowolona jestem z maski Marion - znacznie poprawia odcień moich włosów.

niedziela, 11 maja 2014

Vege w Warszawie

W ostatnich dniach odwiedziłam koleżankę w Warszawie. Postanowiłyśmy zerwać z naszą tradycją jedzenia sushi i znaleźć inny, tańszy, lokal. Po dotarciu do centrum dosłownie wpadłyśmy na "Mleczarnie Jerozolimską". W menu znajdowało się sporo pozycji jarskich, wiec zdecydowałyśmy, że warto ją przetestować. Kuszące były też niskie ceny.
Wystrój Mleczarni jest bardzo prosty, ale czysty i jasny. W żaden sposób nie przypomina stereotypowego baru mlecznego. Obsługa bardzo miła, informują klienta o czasie oczekiwania na każde danie. Na tablicach za kontuarem wypisane są dania dnia - w tym jedno wegetariańskie.
Zamówiłyśmy. Ja - zupę brokułową, ryż z jabłkami i cynamonem i sok marchewkowy, koleżanka - pierogi z kapustą i grzybami i również sok. Zapłaciłam 15 zł. Zupa była bardzo smaczna, lekka i pływały w niej przede wszystkim brokuły (a nie - każde inne tańsze warzywo). Na ryżu nieco się zawiodłam - jabłka okazały się konfiturą jabłkową, taką jaką można kupić w dużych ilościach np. do szarlotki. Przez to danie miało jak dla mnie za mało cynamonu i było nieco za słodkie. Nie oznacza to, że było niesmaczne, po prostu różniło się od moich wspomnień z dzieciństwa. Sok był świeży, w dużej szklance.
Podsumowując - jeśli masz ochotę na tani i całkiem smaczny obiad w Warszawie koniecznie udaj się do Mleczarni Jerozolimskiej! :)