sobota, 21 czerwca 2014

Amla Khadi


Jakiś już czas temu zakupiłam w sklepie Yasmeen odżywkę w proszku Amla firmy Khadi. Użyłam jej już 3 razy i spokojnie mogę podzielić się z wami moją opinią :) 

Za pierwszym razem przygotowałam odżywkę dokładnie tak jak zaleca producent. zmieszałam z gorącą wodą i odstawiłam na 12h. Następnie siup na włosy i zostawić na 10-20 min (ja trzymałam 15). Moje włosy po wyschnięciu prezentowały się tak:


Były bardzo dobrze oczyszczone, zwiększyła się objętość, ale jak na mój gust nieco zbyt suche. Dlatego nakładając amlę kolejny raz (a w zasadzie kolejne 2 razy) dodałam do niej pół łyżeczki oleju z nasion bawełny. W takim wydaniu sprawdza się dużo lepiej, ale trzeba uważać z ilością oleju. Niestety, nie było czasu na zrobienie zdjęcia z efektu po :( 

Dla mnie ta odżywka spisuje się znacznie lepiej jako skuteczny środek głęboko oczyszczający skalp i włosy. Szczególnie zadowolona byłam z tego jak złagodziła podrażnienia mojej bardzo wrażliwej skóry głowy. Zaobserwowałam również mniejsze wypadanie włosów po jej zastosowaniu. Poza tym nadaje włosom większą objętość i efekt ten utrzymuje się około tygodnia bez względu na inne zabiegi takie jak olejowanie czy mycie włosów. Pomimo tego, że jestem dość jasną blondynką nie zaobserwowałam znacznego przyciemnienia włosów - może odcień był nieco ciemniejszy, ale ten efekt zniknął po pierwszym myciu. 

Jeśli chodzi o samą aplikację to jestem bardzo zadowolona. Dużo osób mówi, że amla zabrudziła im całą łazienkę. W moim przypadku tak nie jest. Mieszam ją w ceramicznej miseczce, jeśli po 12h jest za gęsta dodaję odrobinę wody, żeby ją rozcieńczyć. Robi się z tego dość gęsta papka. Wkładam miseczkę do wanny, nad którą się pochylam i w takiej pozycji aplikuję amlę. Następnie albo zbieram włosy w kucyk i podnosząc się przypinam go z tyłu głowy (fryzura niezwykle komiczna, ale praktyczna), albo biorę czepek, podkładam go pod włosy i zakładam na głowę od dołu. Odżywka (lub jak to mówi moja mama "to Twoje błoto") nie wydostaje się poza wannę i nie brudzi nic innego. 

Podsumowując : produkt dla mnie jak najbardziej na plus, ale nie jako konwencjonalna odżywka. Dla mnie stanowi fantastyczną alternatywę szamponów z SLS czy SLES, które zawsze podrażniają mój skalp.

czwartek, 19 czerwca 2014

Woski DIY

Wiem, że obiecałam posta z moimi zakupami. Ale dotarła paczka z woskami i po prostu nie mogłam się powstrzymać... Cały dzień (noo poza tą większą połową zajętą przez naukę) spędziłam tworząc te cudeńka! 

Prawda, że śliczne ? To woski zapachowe do kominków. Mango (ten żółty) już przetestowałam i pachnie OBŁĘDNIE. Zostawiam was z tym zdjęciem, a sama ide przetestować zapach orientalny :) 

środa, 18 czerwca 2014

Busy, busy man ;)

Wiem, że ostatnio tutaj cicho i brak nowych postów, ale sesja i inne obowiązki skutecznie uniemożliwiają mi napisanie czegoś porządnego. Obiecuję, że do końca tego tygodnia pokażę wam moje ostatnie zakupy (m.in. z orientalnej perfumerii Yasmeen). A w najbliższym czasie możecie spodziewać się recenzji Himalayi, szamponu Love2Mix Organics i Amli od Khadi. :)
Będzie też trochę nie-kosmetycznie, ale to już chyba w lipcu. Chwilowo zostawiam Was z pięknym słońcem za oknem :)

sobota, 14 czerwca 2014

Reebok Woman Fitness Camp

8 czerwca wybrałam się do Warszawy, żeby wraz z koleżanką wziąć udział w Reebok Woman Fitness Camp - chyba największym wydarzeniu sportowym w jakim do tej pory brałam udział. Zapowiadało się bardzo ciekawie: 3 strefy, niezliczona ilość treningów i strefa odpoczynku. No i jak korzystna cena ! Za cały dzień + pakiet startowy jedynie 59 zł. Piszę jedynie, bo opłaty za udział w biegu, czy tak popularne treningi z Ewą Chodakowską są znacznie droższe.
Z samego rana dojechałyśmy na miejsce, tak żeby spokojnie odebrać pakiet startowy, zostawić nasze rzeczy w szatni i zorientować się gdzie co jest. Standardowo coś musiało pójść niezgodnie z planem - zapomniałyśmy wydrukować biletów. Ale nie było to żadnym problemem. Pan na bramce zeskanował kody z naszych telefonów i dostałyśmy torby z upominkami (napój powerade, frisbee, golarkę Venus, płatki kukurydziane, mini-kanapeczki Wasa, koszulkę Reebok, zieloną herbatę, wejściówkę do klubu Pure). Na miejscu znajdowały się 2 namioty (strefa 1 i 2) i scena główna, za która na początku wzięłam większy namiot. Po zostawieniu rzeczy w szatni rozdzieliłyśmy się - w końcu każda z nas chciała spróbować czegoś innego. Ja spędziłam większość czasu w strefie 2, koleżanka w 1. Od razu zauważyłam, że w każdej strefie jest stoisko Kropli Beskidu i można napić się wody. Jedynym minusem było to, że wodę można było zabrać tylko w kubeczkach (ale bez ograniczenia ilości) lub przelać sobie z kubeczków do butelki, nie można było otrzymać całej butelki.

Moje wrażenia z treningów...

SH'BAM - nie udało mi się na niego dotrzeć, bo jak mówiłam, pomyliłam strefę 2 z sceną główną. Ale muzyka brzmiała obiecująco :)

Reebok Final Cuts - bardzo fajny trening, bazujący na ruchach z życia codziennego, z użyciem tubingu. Nie jest to intensywne cardio, a jednak nieco się zmęczyłam. Ale zupełnie mi to nie przeszkadzało dzięki energii jaka płynęła od prowadzących.

BODYCOMBAT - dość energiczne cardio inspirowane sztukami walki. Niestety, ze względu na prażące słońce i temperaturę wytrzymałam 10 min. Nie mam jeszcze wystarczającej kondycji, żeby wytrzymać tak intensywne ćwiczenia przy wysokiej temperaturze. Z cienia, popijając wodę przyglądałam się reszcie treningu i chętnie jeszcze raz go wypróbuje.

Reebok Circuit Training - pierwszy trening, na który wybrałyśmy się razem :) Dynamiczny, pozwalał poczuć mięśnie. Bardzo podobał mi się pomysł prowadzących aby w każdym obwodzie wykonywać 1 ćwiczenie w parach.

Reebok Stretching - nie bardzo wiem co napisać na jego temat. Po prostu normalny trening stretchingowy. Przyjemny, pozwalający się relaksować.

Reebok Yoga - prawdziwy relaks. Dodatkowo rozciągnęłam się po Stretchingu. Rozluźniła mnie zarówno fizycznie jak i psychicznie - nawet nie zauważyłam kiedy minęło pół godziny.



W przerwie pomiędzy treningami trafiłyśmy na stoisko produktów GOOD HEMP. To koktajle, mleko i coś w rodzaju płatków z konopi brytyjskich. Za 15 zł wypiłyśmy szejka proteinowego (10zł bez szejkera). Przed wyjściem zakupiłam u nich proszek proteinowy i jedno mleko (w promocyjnej cenie :) ). Jestem z nich bardzo zadowolona. Idealnie wkomponowują się w moją wegetariańską dietę.

Muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem organizacji całej imprezy. Uczestniczek było chyba sporo ponad 2 tys, a pomimo to wszystko sprawnie działało. Toalety były czyste i nie było do nich kolejek, treningi odbywały się ze sprzętem, którego wystarczało dla około 90% zainteresowanych. Atmosfera była przyjazna. Jeśli tylko będzie kolejna edycja z radością się na nią wybiorę.

piątek, 13 czerwca 2014

Wyznania zakupoholiczki cz. 2 - usta!

Z niewiadomych powodów moja kolekcja pomadek do ust jest prawie tak duża jak produktów do włosów. Naprawdę nie wiem jakim cudem zrobiła się taka duża! No, ale pomadki są takie malutkie to się tego nie zauważa dopóki nie zbierzesz ich razem...


  1. Pomadki Oeparol : Mango i Malina - jak widać jeszcze nie używane. Patrzyły się na mnie przy kasie to je przygarnęłam. 
  2. Carmex Limetka : kupiony w celu przetestowania. W końcu wszyscy kochają Carmexy! Czeka na swoją kolej.
  3. Lipsmacker Starburst Mango&Melon - pamiątka po wizycie w Anglii. Było ich więcej ale zużyłam. :) Z pewnością niedługo powróci do mojej torebki.
  4. Nonicare z filtrem UV - z limitowanej serii w Rossmanie. Kupiona na wakacje i wtedy tez najczesciej jej uzywam.


  1. The Body Shop  Mango, Limetka - kupione (tak jak i pozostałe balsamy do ust z TBS) w trakcie wyprzedaży. Bardzo lubię balsam do ust Shea i peeling Mango wiec postanowiłam przetestować ich "połączenie"
  2. Floslek poziomkowa wazelina - zakup pokierowany zapachem. Kocham poziomki <3
  3. Lush Whip Stick - cudowny! Ten jeszcze nie otwarty, ale przetestowałam go już raz i jest moim ulubieńcem, tak jak większość produktów tej firmy. Ma piękny czekoladowy zapach. 
  4. The Body Shop Shea - jeszcze jeden ulubieniec. Nigdy mnie nie zawiódł. Jedynie konsystencja w niektórych sytuacjach jest za ciężka, więc zawsze mam dla niego jakąś alternatywę. 
  5. The Body Shop Born Happy - kolejny zakup bez wyraźnego powodu :P 


Błyszczyki - bardzo rzadko używane. Zakupione w okresie dość częstych wyjść na miasto - wtedy były w ciągłym użyciu. Wszystkie z H&M. Wyjątkiem jest błyszczyk Clarins, który oprócz nadawania koloru fajnie nawilża usta. 


  1. Springfield czerwona - zakup-pomyłka. Chciałam kupić inny kolor, ale niestety okazało się, że już go nie ma :(  Używana od czasu do czasu. Ani super fajna, ani też bardzo zła, po prostu przeciętna pomadka.
  2. The Body Shop czerwona - królowa pomadek! Absolutny hit! Nie do zmycia, wytrzymuje na ustach nawet do 20h. Już nigdy nie kupię szminki innej firmy. Cena też do przyjęcia bo 39 zł. 
  3. MAC - szminki otrzymane w ramach akcji szminka za 5 pudełek. Używam ich od czasu do czasu. Mają ładne, delikatne kolory, ale trzymają się na ustach około 5h, no i niestety znacznie sie zmywaja w trakcie jedzenia&picia. 


I na sam koniec pomadki które aktualnie używam i zawsze mam przy sobie. Brakuje tu tylko ostatniego zakupu - szminki The Body Shop w kolorze intensywnego różu.

  1. Peeling do ust Lush Mint Julips - bardzo fajny, delikatny cukrowy peeling dający lekkie uczucie chłodu. Używam go 2-3 razy na tydz. 
  2. Lush None of your beeswax - wegańska pomadka do ust o przyjemnym zapachu pomarańczy. Często używana w ciągu dnia. 
  3. Neutrogena - stosuję ją gdy nie mam czasu, albo nie chce pobrudzić palców. 
  4. The Body Shop Shea - stosowany na noc i po peelingu. Jak juz mówiłam - jest świetny!
  5. Khadi Liczi - ostatni zakup. Bardzo przyjemna i lekka konsystencja. Cudny zapch. Jedyny minus to cena :( Używam go na zmiane z balsamem Lush. 
  6. Miss Sportuy jasny róż - delikatna kredka kolorująca. Przydaje się gdy potrzebuje delikatniejszego koloru na ustach. 



wtorek, 10 czerwca 2014

Odżywka do włosów Schauma Fito-kofeina - recenzja

Właśnie wykończyłam moje pierwsze opakowanie odżywki z serii Fito-kofeina :)


Wystarczyło mi ono na około miesiąca, przy używaniu średnio 3-4 razy w tygodniu. 


Skład:  Aqua,Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Panthenol, Hydrolized Keratin, Caffeine, Chamomilla Recutita Flower Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Melissa Officinalis Leaf Extract, Urtica Dioica Extract, Equisetum Arvense Extract, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Humulus Lupulus Extract, Isopropyl Myristate, Citric Acid, Glycerin, Phenoxyethanol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Parfum, Isopropyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Sodium Pethylparaben, Polyquaternium 37, Dicaprylyl Carbonate, Lauryl Glucoside, Butylene Glycol, Benzyl Alcohol 

Skład dość długi, ale bardzo przyjemny. Na pierwszych miejscach emolient, pantelnol, keratyna i tytułowa kofeina. Poza tym sporo ekstraktów, m.in. rumianek, szałwia, melisa, rozmaryn.

Producent zaleca odżywkę dla włosów cienkich, słabych i przerzedzających się. Obiecuje wzmocnienie włosa, uzupełnienie protein i 3x łatwiejsze rozczesywanie. 

Moje wrażenia: Po miesiącu użytkowania zauważyłam wzmocnienie włosów. Mniej wypadają, są w znacznie lepszej kondycji. Ciężko ocenić czy jest to zaleta wyłącznie odżywki, ponieważ jej użytkowanie zbiegło się w czasie z wzmocnioną pielęgnacją włosów. Jeśli chodzi o obietnicę łatwiejszego rozczesywania - w 100% prawdziwa! Włosy po niej są gładkie i po wysuszeniu nie plączą się. Ogólnie byłam z niej zadowolona. Gdyby nie fakt, że lubię testować nowe produkty pewnie bym ją kupiła kolejny raz.  


wtorek, 3 czerwca 2014

Słodka depilacja

Przy okazji wizyty w jednej z moich ulubionych mydlarni zauważyłam w koszyczku pastę cukrową do depilaci. Już od jakiegoś czasu rozważałam wypróbowanie tej metody, ale jednak... Wosk bolał, depilator bolał, a pasta cukrowa działa na podobnej zasadzie, więc logicznie rzecz biorąc też musi boleć. Ostatecznie wrzuciłam ją do koszyka (7,5 zł/50g). Dlaczego ? Dobre pytanie, może to przez moje zaufanie do kosmetyków indyjskich i arabskich w ostatnim czasie, a może dusza testera. Z kilku dostępnych wariantów wybrałam pastę oliwkową : 


W swoim składzie ma wodę, cukier, kwasek cytrynowy i oliwę z oliwek. :) Jest to pasta wyprodukowana w Egipcie. A po wyjęciu z opakowania wygląda tak : 


Zgodnie z zaleceniami producenta nabrałam mały kawałek (noo tak po prawdzie to odcięłam nożem bo nijak nie idzie oderwać kawałka z tej bryły przypominającej lizak na patyku) i zamknęłam w dłoniach w celu ogrzania. Gdy już nieco zmiękła, tak po około minucie, uformowałam ją w taki mały placuszek: 

Następnie zaczęła się zabawa. Zgodnie z instrukcją pastę należy przykleić zgodnie z kierunkiem wzrostu włosów a oderwać w przeciwnym. Zanim nauczyłam się jak to dobrze robić i odkryłam parę innych rzeczy, zużyłam około połowę pasty na niedokładne wydepilowanie jednego przedramienia. Podzielę się z wami moimi, niekiedy głupimi błędami i doświadczeniami. Może dla niektórych są oczywiste ale innym na pewno oszczędzą ilość zmarnowanej pasty. 

  • po pierwsze, najlepiej rozplaszczyć pastę w dość mały prostokąt i nieco ją rozetrzeć na ręce na jeszcze cieńszą (w kierunku wzrostu włosów). Odczuwa się lekkie ciągnięcie, ale wszystkie włoski wychodzą dokładnie. I należy pamiętać o nie doklejaniu małego fragmenciku na końcu tak żeby było za co pociągnąć. 
  • kolejna rzecz, to fakt, że jeden kawałek można użyć naprawdę wiele razy! Wystarczy go zgnieść i po raz kolejny uformować w placuszek. Do momentu w którym się klei i wyrywa dokładnie włoski jest okej. Gdy to odkryłam 2 kawałeczkami wydepilowałam tyle, co prawie połową kostki.
  • ostatnie i może najgłupsze... jeśli po raz kolejny depilujesz dane miejsce, a włoski zostają, to może źle określiłaś kierunek ich wzrostu.
Po samym zabiegu skóra jest lekko zaczerwieniona (zdjęcie poniżej) i rozgrzana, ale nie boli. Posmarowałam ją olejkiem makadamia i poszłam spać. Rano skóra wróciła do normalnego stanu, jest przyjemnie gładka w dotyku. Na pewno pojawi się jeszcze jeden post o pastach do depilacji, gdy wypróbuję inne firmy i warianty (np. różany i miodowy). Wtedy też powiem, jak długo utrzymuje się efekt.